Paweł i Piotr w jednej stali szkole,
Po dziś dzień w edukacji – ważne pełnią role…
Rozmowa z panami: Piotrem Siejką i Pawłem Siejką
Nasz cykl o absolwentach Ekonomika zaczynamy od tych, którzy do szkoły wrócili, stając po drugiej stronie biurka (bo przecież nie barykady:)) w roli nauczycieli.
Pan Paweł Siejka jest świetnie znany społeczności Ekonoma. Z kolei pan Piotr Siejka uczy „po sąsiedzku”, w trzebińskiej SP nr 8, zaś z młodzieżą starszą pracuje w libiąskim Liceum Ogólnokształcącym w KSW. Wydaje się oczywistym zaprezentować obu panów jednocześnie, bowiem ukończyli Liceum Ekonomiczne w ZSE-CH w tymże samym roku – 1998 – jako znani całej społeczności szkolnej humanistycznie uzdolnieni bracia bliźniacy. Obaj panowie są absolwentami Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pan Piotr ukończył filologię polską. Jest przede wszystkim nauczycielem języka polskiego, aczkolwiek zdobył również uprawnienia do nauczania historii i wiedzy o społeczeństwie. Pan Paweł z kolei studiował historię i tegoż przedmiotu, obok wiedzy o społeczeństwie, uczy w Ekonomie z ogromną pasją od 15 lat. Jest ponadto opiekunem Samorządu Uczniowskiego i szkolnej strony na Facebooku.
Co skłoniło Panów do wyboru ZSE-CH-u jako szkoły średniej?
Piotr Siejka:
Po pierwsze – panowała wówczas moda na szkoły inne niż ogólniaki (jeśli dobrze pamiętam, na jedno miejsce w Ekonomiku przypadało ponad trzech kandydatów). Po drugie – starszy brat uczęszczał do liceum ogólnokształcącego, więc chciałem wybrać coś innego.
Paweł Siejka:
Trudno, mając zaledwie piętnaście lat, podejmować przemyślane decyzje…, więc o wyborze decydował i łatwy dojazd i, jak wspomniał Piotr, ówczesna moda. Poza tym nie bardzo lubiłem przedmioty ścisłe – fizykę, chemię, biologię, a w liceum ekonomicznym realizowane były one w bardzo ograniczonej formie.
Wydarzenia, incydenty z okresu uczęszczania do Ekonoma, które na zawsze zostaną w pamięci?
Paweł Siejka
Na pewno tłok na korytarzach (ekonomik dysponował wówczas jedynie połową obecnego budynku), apele na boisku (sali gimnastycznej przecież nie mieliśmy), no i samo zakończenie szkoły – z pewnym żalem, że to już koniec.
Piotr Siejka
Pamiętam egzaminy wstępne, w tym ten z wiedzy ekonomicznej (co to jest WGPW???). Z drugiej strony pamiętam maturę – idealnie trafiony temat z historii (rozwój absolutyzmu we Francji) i stres na pisemnym polskim. Dobrze wspominam czas spędzany na boisku szkolnym, w tym (o tempora, o mores!) w czasie lekcji – dziś nie do wyobrażenia… Pamiętam też sporo lekcji, nauczycieli, koleżanek i kolegów, przerw, oryginalnych sal – przysposobienie obronne w piwnicy , sala matematyczna z tradycyjną katedrą.
Czy posiadanie brata bliźniaka w tej samej szkole wiązało się z jakimiś ciekawymi anegdotami?
Paweł Siejka:
Hm… Dokonaliśmy podmiany na lekcji języka polskiego, gdzie zamiast mnie pojawił się brat. Oczywiście pani Bieda po pewnym czasie się zorientowała – Piotr milczał, tymczasem ja z zasady na tych lekcjach zawsze miałem dużo do powiedzenia… Natomiast nigdy nie zamienialiśmy się na sprawdzianach, ani też nie zdawaliśmy za siebie matury:)
Który z braci miał lepsze stopnie?
Piotr Siejka
Wyższą średnią, szczególnie w ostatnich latach, niemal na pewno miał Paweł, gdyż ja, musząc nadrobić materiał przed studiami polonistycznymi, po prostu odpuściłem sobie inne przedmioty; a brat pod tym względem zawsze był solidniejszy. Poza tym, jako bliźniacy, od wczesnych lat „dzieliliśmy się” przedmiotami – jego była historia, moja najpierw geografia, a potem polski. I z tych przedmiotów nadal mamy wzajemnie nad sobą przewagę.
Najciekawsze zajęcia? Nauczyciele spełniający rolę autorytetów?
Piotr Siejka
Wbrew pozorom lubiłem matematykę z panem Kowalikiem czy panią Grucą – ich jasne, przejrzyste tłumaczenie, dzięki któremu nie miałem problemu z tym przedmiotem (choć nie zdawałem go na maturze). Dobrze też wspominam ekonomię z panią Strzałką czy niemiecki z panią Mateją. Nie mogę zapomnieć o panu Bisie, wuefiście. Wreszcie (last, but not least) polski. A tutaj miałem aż czterech nauczycieli, od rozpoczynających pracę (pani Kozak, pani Kubarek) poprzez tych w wieku średnim (pan dyrektor Kołacz), aż do pani Wantury, tuż przed emeryturą. Wszyscy pozytywnie zapisali się w mojej pamięć, choć ich sposoby nauczania, prowadzenia lekcji czy choćby zakresy dystansu do uczniów były bardzo różne. Muszę tu wspomnieć jeszcze jedną polonistkę – panią Bożenę Biedę, która co prawda uczyła klasę mojego brata, ale pozwoliła mi uczestniczyć w niektórych lekcjach. Wspominam je bardzo dobrze.
Myślę, że wszyscy wymienieni powyżej nauczyciele w jakimś stopniu byli moimi autorytetami. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, najbardziej na moje życiowe wybory wpłynęli poloniści. To były bardzo różne osoby, ale wszystkie pokazały mi, że studia polonistyczne dają szeroką wiedzę, rozwijają kulturalnie, filozoficznie, historycznie czy nawet socjologicznie albo antropologicznie.
Paweł Siejka:
Zdecydowanie trzy przedmioty były najciekawsze: język polski z panią Biedą, religia z ks. Leśniakiem (stwarzał możliwości dyskusji na lekcji, co w ówczesnych czasach nie było praktykowane) oraz rewelacyjne lekcje podstaw ekonomii z panią Mielus. Nie zostałem ekonomistą, ale po dziś dzień zagadnienia ekonomiczne nie stanowią dla mnie żadnych tajemnic – fundament, który pani Alicja stworzyła przed laty, okazuje się trwały niczym rzymskie akwedukty. Nie można też nie wspomnieć lekcji matematyki z panią Grucą – dzięki Jej lekcjom nawet dla humanisty „królowa nauk” nie stwarzała żadnych problemów.
Wymienionych nauczycieli obdarzałem największym szacunkiem. Po dziś dzień, już jako ich kolega z pracy, wciąż postrzegam te osoby jako wzór zaangażowania i staram się podążać ich śladami. Poszerzali moje horyzonty, co jest przecież niezmiernie ważne, chociaż niestety dzisiaj już niemodne.
Największe sukcesy zawodowe?
Paweł Siejka:
Chyba największym moim sukcesem jest fakt, że wypalenie zawodowe i tzw. „tumiwisizm” jak dotąd nie wygrały ze mną i wciąż mam ambicję, by dobrze pracować. Biorąc pod uwagę i prestiż tego zawodu, i postrzeganie nas przez społeczeństwo oraz władze, jak również zarobki – łatwo popaść w bylejakość i zniechęcenie.
Piotr Siejka:
Dla jednych sukcesem będą olimpijczycy czy wysokie wyniki uczniów na egzaminach. Dla drugich – słowa uczniów, absolwentów czy rodziców, pozytywnie wypowiadających się o naszej pracy. Dla innych jeszcze – ciekawe pomysły na lekcje, wymyślone samodzielnie. A co z tysiącem „małych” sukcesów, których nie dostrzeże oko nadzorcze, kontrolne, nagradzające? A inicjatywy, konkursy, przedstawienia (ech, jasełka…), apele? A absolwenci kierujący się za kilka lat na polonistykę (czyli nie zraziłem dokumentnie…)? I tak dalej, można by wyliczać. Dla mnie jednak obecnie największym sukcesem jest fakt, że troszkę częściej mi się chce, niż nie chce. I to, że działania, słowa, prace uczniów wciąż potrafią zachwycić.
Co w pracy nauczyciela daje satysfakcję?
Piotr Siejka:
Wakacje… 😉 Nie ma co ukrywać – tzw. system edukacyjny jest nastawiony na pozbawianie satysfakcji z pracy, i to od wielu lat. Satysfakcja jednak nieraz się pojawia. Czasem dzięki uczniom, ich rodzicom czy innym nauczycielom albo dyrektorom; czasem dzięki sobie – gdy się wpadnie na jakiś „genialny” pomysł.
Paweł Siejka
Ogromną satysfakcję daje współpraca z gronem pedagogicznym. Tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, że trafiłem na wyjątkową grupę nauczycieli, z którymi człowiek lubi się spotykać. A to ważne w pracy w szkole. Uczniowie, nawet najlepsi, przychodzą i odchodzą, a na co dzień przez kolejne lata człowiek „skazany” jest na współpracowników z pokoju nauczycielskiego. I fakt, że my się po prostu lubimy i dogadujemy w pracy, jest dla mnie z każdym rokiem coraz istotniejszy.
Poza tym – spotkania z młodzieżą. Nie wiem jak to jest, ale w każdym roczniku pojawia się sporo świetnych osób, dzięki którym lekcje często nie są ciężką „orką”, lecz prawdziwą przyjemnością.
A poza pracą? Czy pozostaje czas, by realizować swoje pasje?
Paweł Siejka:
Nie ma co ukrywać, iż gros czasu pochłaniają u mnie lekcje, ich przygotowanie i podsumowanie, a czas na inne aktywności zostaje przede wszystkim podczas wakacji. Od kilku lat mocno eksploruję najfajniejsze i najbardziej wartościowe zakątki naszego kraju – w efekcie już udało mi się odwiedzić prawie każde ciekawsze miejsce. Poza tym oczywiście góry! Nie tylko latem, ale jeśli pogoda i czas pozwalają, też wiosną lub jesienią (z wyłączeniem Tatr, bo turystyka polegająca na staniu w kolejce lub przeciskaniu się przez tłum zdecydowanie mi nie odpowiada). No i wreszcie plan zwiedzenia każdego parku narodowego – trochę mi jeszcze zostało, więc nie ma obaw o plany wakacyjne.
Piotr Siejka:
Moje pasje… Można je podzielić na oczywiście związane z pracą (np. literatura, kultura, historia, socjologia, polityka) oraz mniej oczywiście związane lub niezwiązane. Do tych drugich zaliczam film, bieganie, spanie. Największą i wciąż rosnącą pasją jest jednak niejaka Lena Siejka, obecnie 5-letnia. To zarazem pasja, która potrafi już czasem doprowadzić do pasji… Acz innej.
Garść życiowych porad dla obecnych uczniów Ekonoma…
Piotr Siejka:
Korzystajcie z młodości! Nie tak jednak, jak się to potocznie rozumie. Korzystajcie ze zdrowia, czasu i chęci, by jak najwięcej się nauczyć, jak najwięcej poznać, jak najwięcej przeczytać czy obejrzeć wartościowych rzeczy. Nie marnujcie czasu na głupoty, szczególnie internetowe. I przede wszystkim – myślcie. Warto, choć oczywiście głupcy mieli i mają łatwiej…
Paweł Siejka:
Może to nie jest życiowe, ale warto każdego dnia i w każdym wieku dbać o swój rozwój; warto czytać czy oglądać rzeczy wartościowe; warto poznawać ciekawe zakątki Polski i świata; warto spotykać na swojej drodze ludzi głębokiej wiedzy i wielkich doświadczeń. Po prostu warto poszerzać swoje horyzonty, a nie zasklepiać się w bagnie bylejakości. Jak w jednej ze swoich książek napisał Michael Hoellbecq – świat jest byle jaki. Nie dołączajmy swoim życiem do tego głównego, dominującego nurtu bylejakości.