Kolejna odsłona wywiadu z absolwentami ZSECH to spotkanie z niezwykłymi kobietami….
Panie Bożena Bochenek i Brygida Baster niegdyś uczennice Ekonomika, dziś tkwiące na odpowiedzialnych stanowiskach pracownice. Pierwsza może pochwalić się różnymi rolami jakie pełniła w szkole oraz pokaźnym stażem, druga stoi na straży finansów szkoły, by w gąszczu przepisów nie zgubić choćby złotówki.
– Co w przypadku Pań zdecydowało o wyborze ZSECH w Trzebini?
Pani Brigida: w moim przypadku o wyborze szkoły zdecydowała jej bliskość. Uczyłam się w Liceum Ekonomicznym.
Pani Bożena: w moim przypadku było podobnie. Chodziłam do Szkoły Podstawowej numer 2, w tym samym budynku mieściła się szkoła średnia, więc naturalnym było uczyć się tutaj w Liceum Zawodowym.
– Pani Brygido, czy Ekonomik to jedynie miejsce pracy w ciągu Pani kariery zawodowej? Czy wykształcenie tu zdobyte zdecydowało o wyborze zawodu, pracy?
– zaraz po szkole zaczęłam pracę w spółdzielni transportu wiejskiego, pracowałam tam jedenaście lat, następnie przez trzy lata w Rejonie Budowy Dróg i Mostów. Od roku 1999 pracuję w ZSECH. Wykształcenie ekonomiczne pozwoliło na pracę w biurze, nigdy nie pracowałam na innym stanowisku.
– Sumowanie słupków, wypełnianie wciąż tych samych dokumentów nie jest monotonne? Proszę powiedzieć coś o specyfice swojej pracy.
– istotnie od lat zajmuję się liczeniem i bardzo to lubię. Zdecydowanie wolę moje cyferki niż pisanie pism urzędowych, jak czyni to moja koleżanka, druga rozmówczyni. Nie uważam także mojej pracy za nudną czy monotonną. W sferze finansów ciągle coś się dzieje. W ciągu mojej pracy jako księgowa w szkole doświadczam już trzeciego systemu płacowego. W prawie zachodzą systematycznie zmiany, które należy poznać, a następnie wdrożyć. Cały czas staram się więc dokształcać, poszukiwać odpowiednich przepisów. Służą temu także rozmaite szkolenia, teraz zazwyczaj poprzez platformy online.
Należy także dodać, że to praca bardzo odpowiedzialna. Dotyczy finansów, pieniędzy budżetowych wypłacanych konkretnym osobom za odpowiednią pracę. Wprawdzie wszystko nalicza program, ale wszelkie dane trzeba wprowadzić, uwzględniając wszystkie składniki składające się na pensję. O pomyłkę nie trudno, a jak wiadomo lepiej nie mieć do czynienia z Urzędem Skarbowym czy ZUS-em.
– Pani Bożena z kolei pełniła różne role w naszej szkole. Proszę przypomnieć jakie?
– z budynkiem szkoły jestem związana długie lata. Najpierw jako uczennica chodziłam tutaj do podstawówki, potem do Policealnego Studium Zawodowego. Następnie podjęłam pracę jako nauczyciel, a od roku 2002 pracowałam w sekretariacie na pół etatu i na kolejne pół w kadrach.
Praca dawniej a dziś jest nieporównywalna. Kiedyś wiele spraw biurowych wykonywało się na kartce za pomocą długopisu i maszyny do pisania, a i tak wydaje się, że było mniej pracy. Dzisiaj komputery istotnie ułatwiają pracę, ale żyjemy w zbiurokratyzowanych czasach i pracy jest ogrom. Wciąż zmieniają się przepisy, cokolwiek zaczynamy robić, sprawdzamy zapisy prawne, które zmieniają się jak obrazki w kalejdoskopie. Na przestrzeni lat zmieniał się profil kształcenia w szkole, a co za tym idzie zatrudniani byli nauczyciele nowych przedmiotów zawodowych.
– Którą z tych ról woli Pani z perspektywy czasu: uczennicy, nauczyciela czy pracownika administracji?
– stanowisko, które teraz pełnię odpowiada mi, choć czasy szkolne też bardzo miło wspominam i jako uczennica i nauczyciel. Szkołę skończyłam w czerwcu, ale już we wrześniu podjęłam w niej pracę jako nauczyciel. Pamiętam, jak oblałam się rumieńcem, gdy weszłam do pokoju nauczycielskiego i moja była wychowawczyni Pani Bielecka kazała mówić do siebie po imieniu. Z kolei między mną a młodzieżą, którą uczyłam była znikoma różnica wieku, ale nigdy nikt nie odnosił się do mnie z lekceważeniem.
-Jako nauczyciel wchodziła Pani w relacje z młodzieżą, dzisiaj z racji pełnienia stanowiska kadrowej z dorosłymi. Z kim praca jest łatwiejsza?
– jako nauczyciel pozostaje się w zupełnie innych relacjach z młodzieżą niż z dorosłymi pracownikami szkoły. Dla tych ostatnich jestem koleżanką z pracy. Z kolei jako nauczyciel starałam się zachować dystans między mną a uczniami, którzy byli niewiele młodsi ode mnie.
– Jak Panie wspominają szkolne lata, czy uczących nauczycieli?
Pani Brygida: szkolne lata wspominam bardzo miło, zwłaszcza z perspektywy czasu. Kiedy jest się młodym, nie docenia się tego czasu beztroski, swobody, dopiero po latach szkolne czasy uznaje się za piękne. Choć panowała wówczas o wiele większa dyscyplina. Mundurki były obowiązkowe, tarcza musiała być przypięta, wierzchnie ubrania należało zostawiać w szatni, a buty przebierać. Namiastką tamtych czasów są dzisiejsze bluzy w określonym kolorze dla danego zawodu. Jest to świetna identyfikacja profilu, ale i znak rozpoznawczy Ekonomika.
Pani Bożena: w moich czasach mundurki nie były już obowiązkowe, ale należało nosić ubrania granatowe lub czarne. Jeżeli natomiast chodzi o nauczycieli, to wspominam moje wychowawczynie: Panią Mazurkiewicz uczącą języka rosyjskiego, potem Panią Bielecką matematyczkę. Języka niemieckiego uczyła mnie Krystyna Mateja, która jest nauczycielem w naszej szkole po dzień dzisiejszy.
– Czy zdarzyła się jakaś zabawna sytuacja klasowa, która szczególnie zapadła w pamięci?
Pani Bożena: śmieszną sytuacją było dla mnie uczenie koleżanki z klasy. Wspominałam już, że zaraz po maturze, we wrześniu podjęłam pracę jako nauczyciel. Uczyłam wtedy koleżankę z klasy, która powtarzała rok i koleżanki z młodszej o rok klasy.
– Pozostańmy jeszcze w klimacie porównań. Ekonomik dawniej a dziś?
Pani Bożena: wiele zmian dotyczy samego budynku. Przy obecnej księgowości był mur dzielący Szkołę Podstawową od Liceum i tak na każdym piętrze. Obie szkoły były więc małe. Gdy wybudowano obecną Szkolę Podstawową numer 8, wnętrze Ekonomika zyskało na wielkości.
Uczono w nieco innych zawodach. Obecna sala 31 przeznaczona dla spedytorów była niegdyś pracownią krawiecką w ramach Liceum Zawodowego i Zasadniczej Szkoły Zawodowej. Na środku stał potężny stół krawiecki służący do przygotowania form czy krojenia materiału. Były także stanowiska z maszynami do szycia. W miejscu, gdzie obecnie mieści się męska ubikacja, była sala lekcyjna praktyczna z szesnastoma stanowiskami z maszynami do pisania. Pisanie na maszynie wymagało skupienia. Błędy były widoczne, nie dało się ich usunąć za pomocą backspaca. W razie wielu pomyłek pracę zaczynano od nowa. W celu wykonania większej ilości, pisano przez kalkę. Dziś jest dużo łatwiej.
W obecnej klasie 63 przez środek biegły rozsuwane drzwi, to sprawiało, że sala stawała się ogromna, służyła za szkolną aulę, w której odbywały się akademie i inne uroczystości.
Dawniej kłopot mieli nauczyciele wychowania fizycznego. Nie było hali sportowej. Parking od strony ulicy Krakowskiej był boiskiem dla Ekonomika, teren, na którym dziś mieści się hala był boiskiem dla podstawówki. Zaplecze przy sali numer 14 było dawniej salą do ćwiczeń. Stały tam kozły i inne urządzenia. Wuefistka pani Teresa Rebs ćwiczyła układy taneczne. Obok była kuchnia, w której pani Kazimiera Dudek, zajmująca się zaopatrzeniem, rozdawała uczniom mleko, potem modne stały się hot dogi, wtedy była to zwykła bułka z gotowaną parówką w środku. Gdy w szkole zaczęliśmy kształcić w zawodach gastronomicznych, tutaj była także pierwsza kuchnia, gdzie uczniowie uczyli się praktycznie zawodu. Dziś pracownie dla kierunków gastronomicznych są przestronne i świetnie wyposażone.
Obecnie mamy niewiele klas ekonomicznych, ale kiedyś był to bardzo prestiżowy kierunek. By dostać się do klasy kształcącej w tym zawodzie należało zdać nie tylko egzaminy wstępne, ale i testy kompetencyjne, gdyż na jedno miejsce było od pięciu do sześciu kandydatów, a w całej szkole bywało wtedy ponad 1100 uczniów. Wymusiło to naukę na dwie zmiany. Ja sama lekcje kończyłam o 19.30.
Do przyjemności należały wycieczki. W momencie ukończenia szkoły przez maturzystów i odbywania praktyk przez młodsze klasy miewałam jako nauczyciel miesiąc bez zajęć lekcyjnych. Jeździłam wtedy w charakterze opiekunki na wycieczki jedno i kilkudniowe, kontrolowałam także praktyki uczniowskie. Przy tej okazji można wspomnieć o komunikacji w tamtych czasach. Nie było tak wygodnie, że wynajmowało się autokar, którym podróżowało się spod szkoły do celu. Jazda pociągiem czy pekaesem była tańsza. Również kontrolując uczniów na praktykach zawodowych korzystałam z transportu miejskiego, nie mając własnego samochodu. Podróż na przykład do Alwerni trwała bardzo długo.
Pani Brygida: ja z kolei wspominam mój wyjazd jako uczennicy do Gdańska na trzytygodniowe płatne zajęcia. Pracowaliśmy w kuchni w ramach kolonii dla dzieci pracowników Stoczni Gdańskiej. Praca zorganizowana była naprzemiennie: najpierw zajęcia przez dwanaście godzin, potem dzień wolny – można więc było odpocząć na plaży.
W ramach praktyki albo czynu społecznego, co było typowe w latach komuny, pracowałam także w Zakładach Tłuszczowych, nalewając oleje do butelek i pakując margarynę.
– Studniówka to niezwykłe, niepowtarzalne przeżycie; jak wyglądało przygotowanie balu maturalnego (samej imprezy, ale i przygotowanie osobiste) w przypadku Pań?
Pani Brygida: studniówki w naszych czasach odbywały się poza szkołą, najczęściej w Elektrowni Siersza. Zasadnicza różnica dotyczyła stroju. Dziś uczennice na balu maturalnym wyglądają jak księżniczki. Ubierają wieczorowe suknie mieniące się różnymi kolorami. Mają misternie ufryzowane włosy, makijaże. Moja suknia była barwy brązowej.
Pani Bożena: istotnie, dominowały stonowane barwy. Ja sama i koleżanki z mojej klasy nosiłyśmy stroje granatowe lub czarne.
– Czy utrzymują Panie kontakt z koleżankami i kolegami z klasy na przykład w formie zjazdu absolwentów?
Pani Brygida: nie mieliśmy żadnych spotkań absolwentów, nikt nie podjął się organizacji. Zdarzały się przypadkowe, jednostkowe kontakty. Z jedną koleżanką miałam kontakt przez długie lata. Basia, nasza była sekretarka, była moją klasową współtowarzyszką, potem razem pracowałyśmy. Basia jest szkolną rekordzistką. W Ekonomiku spędziła najwięcej lat, najpierw jako uczennica, potem jako pracownik administracji, w sekretariacie przepracowała 41 lat, poznała każdego z dyrektorów ZSECH.
Pani Bożena: wydaje się, że po Basi to ja mam najdłuższy staż w tej placówce. Uzbierało się już prawie 35 lat. Z kolei, jeżeli chodzi o zjazdy klasowe, z tego co wiem, miało miejsce jedno spotkanie, ale ja akurat w nim nie uczestniczyłam. Za to zostałam zaproszona na zjazd absolwentów jako wychowawczyni.
– Co chciałyby Panie przekazać obecnym uczniom naszej szkoły?
Pani Brygida: z perspektywy czasu uznaję, że najważniejsze jest, by cieszyć tym co się ma. To, co minęło, nigdy już nie wróci.
Pani Bożena: zgadzam się z tym w zupełności. Lata szkolne są najpiękniejszym okresem w życiu. Niejednokrotnie czasem beztroski, radości, zabawy. Choć trzeba pamiętać, że dzisiaj młodzi tę beztroskę łączą z odpowiedzialnością pracy, jaką niejednokrotnie podejmują w weekendy czy nawet w dni powszednie.
Dziękuję Paniom za rozmowę.