Zwyczajna – niezwyczajna…
Zdecydowałam się tak zatytułować rozmowę, ponieważ Katarzyna nie do końca była przekonana co do tego wywiadu. Argumentowała to tym, że jest taką „zwyczajną osobą”… Mało znam osób tak pracowitych, otwartych na nowe wyzwania, z ogromną determinacją dążących do celu. Nasze nastoletnie ścieżki biegły równolegle… Obie chodziłyśmy do Liceum Ekonomicznego ( tylko w różnych miejscowościach) o tym samym profilu. Gdy ja rozpoczęłam studia humanistyczne, Kasia postanowiła rozwijać się w kierunku ekonomicznym… Aby na studia zarobić, szybko podjęła pracę. Jako świeżo upieczona absolwentka z czteroletnim licealnym kursem angielskiego świetnie sprawdzała się w roli asystentki w międzynarodowej firmie, tłumacza, jeździła w zagraniczne delegacje… A to był dopiero początek…
W którym roku ukończyłaś szkołę? Jaki kierunek?
Liceum Ekonomiczne ukończyłam w 1999r, profil: finanse i rachunkowość.
Co skłoniło Cię do wybrania Ekonomika jako szkoły średniej? Z Rudna, z miejscowości, z której pochodzisz, bliżej było do Krzeszowic…
Moja przygoda z Ekonomikiem rozpoczęła się w 1995 roku, chociaż wszystkie znaki na niebie wskazywały, że naukę będę kontynuowała właśnie w Krzeszowicach, w tamtejszym Liceum Ogólnokształcącym. Faktycznie do Krzeszowic było dużo bliżej, dojazd jednym pekaesem, bez przesiadek. Do Trzebini nie miałam bezpośredniego połączenia. Odkąd pamiętam, mówiłam, że będę księgową i pójdę do Liceum Ekonomicznego w Trzebini. Mój tata zawsze śmiał się, że najpewniej zostanę lekarzem, bo pisałam jak kura pazurem 😊. W ósmej klasie po przeanalizowaniu kwestii dojazdów złożyłam dokumenty do LO w Krzeszowicach. Jednak coś mnie ciągnęło do Ekonomika i ostatniego dnia zabrałam dokumenty z Krzeszowic i zawiozłam do Trzebini.
Jak wyglądała Twoja ścieżka kariery po ukończeniu szkoły? Studia, kolejne miejsca zatrudnienia… ( podaj uczelnię, dokładną nazwę kierunku, nazwy firm, w których pracowałaś…)
W lutym 2004 roku ukończyłam studia wyższe zawodowe 3,5-letnie na kierunku zarządzanie i marketing w zakresie rachunkowości w WSPiM w Chrzanowie, Wydział Zarządzania. Otrzymałam tytuł licencjata. Potem nastąpiła krótka przerwa i w 2008 roku ukończyłam studia magisterskie na kierunku finanse i rachunkowość na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Gdy rozpoczynałam naukę uczelnia jeszcze nazywała się Akademią Ekonomiczną. Obydwa kierunki ze względów finansowych studiowałam zaocznie. We wrześniu, czyli w zasadzie 2 miesiące po ukończeniu liceum, otrzymałam propozycję stażu w Wojewódzkim Ośrodku Politechnicznym w Krakowie z siedzibą w Krzeszowicach. Moja pierwsza „prawdziwa” praca to posada pracownika administracyjno-biurowego w firmie Mopol Ten Elsen-Niemiec sp.j. w Zabierzowie. Spędziłam tam 6 lat. Kolejna praca wiązała się ze zmianą miejsca zamieszkania. Dostałam upragnioną posadę księgowej w dużej amerykańskiej korporacji Federal-Mogul Gorzyce Sp. z o.o. niedaleko Stalowej Woli. Pracuję tam od ponad 16 lat. Miałam bardzo dużo szczęścia, bo od ukończenia liceum w zasadzie nie miałam przerwy w karierze zawodowej.
Pierwszą pracę podjęłaś zaraz po ukończeniu szkoły… Pamiętam, z jaką determinacją jej szukałaś…Czy podjęcie poważnej pracy na stanowisku pracownika administracyjno-biurowego, gdzie wymagano bardzo dobrej znajomości języka angielskiego, było dużym wyzwaniem dla świeżej absolwentki Ekonomika?
Kończąc liceum wiedziałam, że muszę znaleźć pracę, aby rozpocząć studia zaoczne. Jeszcze zanim otrzymałam dyplom ukończenia szkoły, rozpoczęłam poszukiwania zatrudnienia. Niestety o pracę w tym czasie nie było łatwo, a wręcz bardzo trudno. W moim regionie nie było szans na znalezienie pracy biurowej, dlatego też postawiłam na Kraków. Ogłoszeń było jak na lekarstwo, w tamtym czasie nie było w Krakowie ogromnych centrów finansowo-księgowych. Odpowiadałam na każde ogłoszenie. Jeszcze zanim otrzymałam dyplom ukończenia liceum, zaczepiłam się jako telefonistka w firmie ubezpieczeniowej Nationale-Nederlanden. Godzinami telefonowałam do ludzi, umawiając ich na spotkania z agentem ubezpieczeniowym. Bardzo szybko chciałam zrezygnować z tej pracy, bo zarobki były poniżej wydatków na dojazd do Krakowa. W międzyczasie szukałam czegoś innego, bo celem były studia. Szybko się rozczarowałam, ponieważ okazało się, że nie otrzymam pracy w Krakowie, bo tam nie mieszkam i po prostu mogę być niedyspozycyjna. Następnie otrzymałam propozycję stażu, niestety bez perspektyw zatrudnienia. Studia odłożyłam na „za rok”. Los mi sprzyjał, a może sprzyjali mi ludzie, których spotykałam na swojej drodze, bo pojawiła się oferta dla pracownika administracyjno-biurowego. W ofercie jasno wspomniano, że poszukiwana jest osoba z dobrą znajomością języka angielskiego i prawem jazdy. Prawo jazdy miałam, gorzej ze znajomością języka. Bazowałam tylko na lekcjach angielskiego w liceum, bo w podstawówce miałam rosyjski. Ale do odważnych świat należy – umówiłam się na rozmowę i otrzymałam upragnioną pracę. Właścicielka firmy, wiedząc, że z moim angielskim nie jest najlepiej, postanowiła dać mi szansę. Było to nie lada wyzwanie. Myślałam, że języka będę używać sporadycznie, a okazało się, że był to codzienny element pracy. Firma sprzedaje maszyny do sortowania i pakowania jaj holenderskiej firmy. Początkowo korespondowałam mailowo w języku angielskim, zaraz potem przyszedł czas na rozmowy telefoniczne, tłumaczenia. Pojawiły się pierwsze wyjazdy na targi do Niemiec i Holandii, a tam wszyscy mówili tylko po angielsku. Gdy już podszlifowałam język, jeździłam do klientów na montaże maszyn, które były realizowane przez holenderskich monterów. Klienci wysyłali swoich pracowników na techniczne szkolenia do Barneveld w Holandii. A ja jeździłam w charakterze tłumacza. I to był ogromny stres z jednej strony, a wielka przygoda z drugiej. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżałam za granicę. Odbyłam pierwszy lot samolotem. Zdobyłam ogromne doświadczenie, nabrałam pewności siebie. Zobaczyłam piękne miejsca: Paryż, Ultrecht, Amsterdam, Arnhem i wiele innych. To był czas ogromnej determinacji z mojej strony. Ale chyba najważniejszym czynnikiem był czynnik ludzki. Ludzie, których spotykałam, po prostu dawali mi szansę, a ja z tej szansy skorzystałam.
Obecnie, oprócz tego, że pełnisz obowiązki księgowej w ogromnej amerykańskiej korporacji, zajmujesz się również dokumentacją audytu wewnętrznego To ogromna odpowiedzialność. Jak sobie z tym radzisz?
Obecnie praca księgowej jest mocno stresująca, ciągle zmieniają się przepisy, trzeba być cały czas na bieżąco. Niestety przepisy nie są precyzyjne. Pracuję w dużej korporacji amerykańskiej i w zasadzie wydaje nam się, że funkcjonujemy od audytu do audytu. Ledwie zamkniemy jeden rok i już okazuje się, że trzeba zamykać kolejny. W międzyczasie pojawiają się audytorzy, którzy sprawdzają, czy działamy zgodnie z procedurami korporacyjnymi. Na szczęście tworzymy dobrze zorganizowany zespół, wzajemnie się wspieramy, analizujemy problemy, które się pojawiają w codziennej pracy. I chyba to pozwala zachować taką równowagę.
Przejdźmy do części wspomnieniowej….
Nauczyciele, którzy pełnili albo wciąż pełnią rolę autorytetów?
Niewątpliwym autorytetem jest dla mnie Pani Profesor Maria Wantura, która pełniła rolę wychowawcy w mojej klasie. Pani Profesor pojawiła się u nas niespodziewanie. Poprzednia polonistka prof. Walczowska zachorowała, a ponieważ jej nieobecność wydłużała się, w zastępstwie zaczęła nas uczyć prof. Wantura. Podczas pierwszego spotkania powiało grozą. W tym czasie byłam chora i pamiętam, jak zadzwoniła do mnie koleżanka Basia i powiedziała: „Kaśka nie wracaj”. Okazało się, że Pani profesor na pierwszej lekcji postawiła sporo jedynek, a uchronili się w zasadzie tylko nieobecni. Jednak kolejne miesiące pokazały, jakim wspaniałym jest wychowawcą. Bardzo wymagającą polonistką, ale wspominam ją z ogromnym sentymentem. Mieliśmy w niej duże wsparcie, zawsze nas broniła, nawet jak ewidentnie coś przeskrobaliśmy. Jak uciekliśmy z ostatniej lekcji, stanęła za nami murem, i chyba ostateczna wersja była taka, że nie uciekliśmy, a po prostu poszliśmy do domu, bo nauczyciel się spóźniał i myśleliśmy, że lekcja odwołana. Drugim fantastycznym pedagogiem była i jest nadal Pani Profesor Renata Siewniak, która uczyła mnie rachunkowości. 9 godzin tygodniowo! Znała nas jak łyse konie. Bardzo wymagająca, ale jej „wykłady” były wyczerpujące, rzetelne, jasne. Temat zawsze był wyłożony od A do Z. Wszystko pięknie rozpisane, mnóstwo zadań rozwiązanych. A ile my się tych T-ówek narysowaliśmy…Do tej pory trzymam zeszyty z rachunkowości z liceum. Korzystałam z nich na studiach. Pani Profesor zawdzięczam całą wiedzę z zakresu księgowości. Na studiach to była tylko powtórka.
Kiedy wspominasz lata szkolne, spędzone w Ekonomiku, zawsze przypomina Ci się… No właśnie, co lub kto?
Jest mnóstwo takich osób, zdarzeń. Szczególnie ciekawe były lekcje języka polskiego z naszą wychowawczynią. Profesor Wantura regularnie „traktowała” nas powiedzonkami określającymi poziom naszej wiedzy, które wszystkim zapadły głęboko w pamięci i do dnia dzisiejszego wspominamy je z ogromną sympatią do samej autorki. Nie sposób wymienić wszystkie, ale do tych, które przychodzą mi do głowy, należą: „gdyby głupota umiała latać to byśmy wszyscy pod sufitem latali”, „wszedł na gruszkę siać pietruszkę i mówi jaka smaczna cebula”, „skocz do woźnej niech zadzwoni za 100 minut”, „nie wiesz jak napisać żółty – napisz kanarkowy” i wiele, wiele innych. Jakież było rozbawienie całej klasy, gdy mieliśmy pisać wypracowanie z języka polskiego, a kolega przyniósł na tę okazję papier kancelaryjny w kratkę. Doskonale też pamiętam lekcje z Panią Profesor Grucą. Niedawno wspominaliśmy, jak z tyłu zeszytu zaznaczaliśmy kropkami, kto już był pytany. I któregoś dnia koleżanka zgłosiła Pani Grucy: Pani Profesor, czy mogę iść na kropkę?
Gdyby była taka możliwość, chciałabyś wrócić, chociaż na chwilę, do okresu szkoły średniej? Co wspominasz z najgłębszą nostalgią?
Miłe to były lata spędzone w Ekonomiku, chętnie spotkam się z kolegami i koleżankami, powspominam, ale do szkolnej ławy już chyba nie chciałabym wrócić. Bardziej ciekawi mnie, jak szkoła wygląda dzisiaj.
Czy utrzymujesz kontakt ze swoją klasą?
Jakieś 2 lata temu założyłam w mediach społecznościowych grupę klasową i planowaliśmy spotkanie po latach. Początkowo trudno było zgrać terminy, potem zaczął się Covid i tak do tej pory nie udało nam się spotkać. Ja sama mieszkam jakieś 250 km od Trzebini. Ale dzięki komunikatorowi udało nam się powspominać stare dobre czasy. Okazało się, że mało wśród nas księgowych, mamy policjanta, pracownika socjalnego, nauczycieli… Jeden z kolegów mieszka niedaleko naszej wychowawczyni i udało nam się za jego pośrednictwem serdecznie pozdrowić Panią Profesor.
Twoje pasje, zainteresowania poza pracą…
Bardzo lubię podróżować, zwiedzać ciekawe miejsca. W wolnych chwilach czytam, jeżdżę na rowerze. Jak tylko mam możliwość, wyprawiam się w góry. Cieszę się bardzo, że moja 10-letnia córka Ania i 8-letni syn Kamilek również polubili górskie wyprawy.
Kilka „porad życiowych”, które chciałbyś skierować do obecnych uczniów Ekonomika?
Wydaje mi się, że najważniejsze to robić to, co się lubi, wyznaczać sobie cele i dążyć do ich osiągnięcia. Jeśli coś się nie uda, trudno, życie toczy się dalej. Patrzcie optymistycznie w przyszłość i nie rezygnujcie z marzeń!
Dziękuję za rozmowę.